Sąsiedzi,
dziś zajawkową windą, prosto do dziewiczej, wciąż nienaruszonej
strefy BBS, zjeżdża Koszyk. Rafał Koszyk.
Niczym dowódca Apollo 11, jako pierwszy człowiek postawi stopę na mojej podziemnej, niczym nie zmąconej
przestrzeni. Jednak zanim dojdzie
do historycznego spaceru po panelach undergroundu, jak każdy mój przyszły
gość, będzie musiał przejść swoisty test na piwniczanina… Bo tylko prawdziwi
zajawkowicze dostaną klucz do BBS…
Aby dotrzeć do celu, Rafał musi odbyć podróż przez wszystkie piętra naszego bloku.Jego pierwszym przystankiem będzie p.10 gdzie powietrze jest krystalicznie czyste, a nos pełen znakomitych wrażeń zapachowych. Niestety, te wspaniałe chwile nie będą trwały długo, ponieważ im niżej, tym trudniej. Rafał może odczuć wstrząsy, pojawią się u niego stany lękowe oraz niepewność o swój koszykowy los. Wierzymy, że się obroni i razem z nami zjedzie na dół... W końcu jest fighterem!
Zaczynamy!
Rafał Koszyk – polski lekkoatleta, sprinter. Złoty medalista młodzieżowych mistrzostw Polski (2011) w sztafecie 4 x 100
metrów w barwach AZS UMCS LUBLIN. Brązowy medalista Mistrzostw Polski Seniorów w Lekkiej Atletyce
Bielsko-Biała 2012 w sztafecie 4 x 100 metrów w barwach AZS UMCS LUBLIN. Lublinianin znalazł się w gronie ośmiu tysięcy osób z całego świata, w tym
26. Polaków, które dostąpiły zaszczytu biegu w sztafecie z Ogniem Olimpijskim,
przed tegorocznymi igrzyskami w Londynie.
Jedziemy!
Jedziemy!
Dwa cebularze, drożdżówka,
miska płatków
i mrożona kawa i oczywiście witaminy.
i mrożona kawa i oczywiście witaminy.
Jak wygląda dzień z życia
sportowca?
W okresie budowania formy,
czyli przed sezonem(listopad-maj)- bardzo ciężko...Jak jesteśmy w domu to
śniadanie, uczelnia, obiad, trening(około 2h), kolacja i spać, bo na nic więcej
nie ma energii i tak 7 dni w tygodniu (na weekendzie odpada uczelnia, to trening jest po
śniadaniu i wieczorem odnowa biologiczna). A na obozach, są dwa treningi- rano
cięższy, po południu lżejszy,ale tylko tyle, żeby na drugi dzień rano, znowu
mieć siłę na małe co-nieco. W sezonie jest lżej, ale tylko troszeczkę, bo odpadają zazwyczaj treningi
weekendowe,ale za to dochodzą starty na zawodach i zdarza się, że treningi są poniedziałek-czwartek, w piątek wyjazd na Miting, na miejscu wieczorem lekki rozruch i start w
sobotę, ewentualnie sobota i niedziela. I tak mniej więcej maj-połowa lipca i koniec
sierpnia-połowa września…W tym czasie życie towarzyskie nie istnieje, bądź
kuleje tak bardzo, że aż strach.Jedyny czas na zabawę jest we wrześniu
i październiku czyli po sezonie, kiedy odpoczywamy od biegania i trenera.
i październiku czyli po sezonie, kiedy odpoczywamy od biegania i trenera.
Czy Koszyk dostal kiedyś kosza?
Kilka, w tym raz na targu
pani chciała mi wcisnąć wiklinę Ale raczej były to szczenięce próby nawiązania
bliższych kontaktów, co jak się z czasem okazuje, zupełnie niepotrzebne.
Bardziej chodziło
o dopasowanie się do towarzystwa, czy zaimponowanie kolegom. Dziś już tak na szczęście nie uważam i jestem zdania, że nie warto pokazywać uczuć, bo każdy może wykorzystać.
o dopasowanie się do towarzystwa, czy zaimponowanie kolegom. Dziś już tak na szczęście nie uważam i jestem zdania, że nie warto pokazywać uczuć, bo każdy może wykorzystać.
Mieszanka kilku składowych, wymieszanych w kotle życia i zahartowanych
przez skromne 23 lata żywota z kilkoma rysami, których się nie wstydzę, a wręcz
jestem z nich dumny. Nieufny, zamknięty w sobie i starannie dobierający
znajomych , a mianem przyjaciół mogę nazwać tylko tych, którzy przeżyli ze mną
najgorsze, ale i najlepsze i wiem, że będą zawsze. Ci co do końca nie mnie nie
znają, powiedzą, że narcyz i nieszczęśliwy człowiek zapatrzony w siebie.
Co się składa na Twój
koszyk dóbr-być, czy mieć?
Być i mieć…Postawiłem sobie
ambitne zadanie na życie…Osiągnąć jak najwięcej i zaistnieć, po to, żeby ludzie
mówili, że kiedyś był taki ktoś, który zrobił wiele. Nie chce, żeby jedyne co
po mnie pozostało to nagrobek na cmentarzu i jakieś przekazywanie szczątkowych
informacji w rodzinie z przyszłości. No i oczywiście kasa :P Podobno, pieniądze
szczęścia nie dają, ale bardzo pomagają w życiu i nie ukrywam tego, że jestem
materialistą, bo bez pieniędzy nie można być szczęśliwym człowiekiem, kiedy
musisz się ciągle martwić czy podołasz do końca miesiąca.
Co w głowie to na języku - Freestyle...
Nie lubię komarów, os,
kalafioru i rodzynek. Uwielbiam Nutelle, burze, poleżeć w domu i lato…zima jest
do kitu… lubuje się w różnych serialach- teraz jestem na etapie „Gra o Tron” i
tak wciągnęła mnie fabuła, że postanowiłem przeczytać wszystkie książki z cyklu
„Pieśni lodu i ognia”. Polecam wszystkim, wciągają jak cholera.
PS. Ma ktoś możliwość umówienia mnie na randkę
z Ewą Farną? :P
z Ewą Farną? :P
Wcześniej studiował ratownictwo medyczne, ale stwierdził,
że to nie jest to i się dostał na psychologie na UMCS i uważa, że był to
słuszny krok i właśnie kończy I rok i prawdopodobnie psychologia go polubiła. Nie
pracuje, bo nawet nie miałbym kiedy, a na szczęście łapie się na stypendium
sportowe, to na delikatne ruchy mam środki.Poza tym dużo odpoczywam w domu, lubię swoją samotnie, gdzie nikt mi nie
przeszkadza i mogę pobyć sam ze sobą i porozmyślać, przeanalizować wszystko i
zaplanować najbliższe dni.
Twój największy sukces...
Chyba to jaki jestem- nie
poddaje się, ale i z podniesioną głową przyjmuje porażki i staram się poprawiać
to, co do porażki się przyczyniło.Ze sportowych sukcesów to na pewno Mistrzostwo Polski z 2011 roku, ale i medal
zdobyty na Mistrzostwach Polski w tym roku, obu tych medali nie porównuje, są
równie cenne i wymagały dużo pracy i poświęcenia wszystkiego. No i znalezienie
się w Reprezentacji Polski do Sztafety z Ogniem Olimpijskim przed Igrzyskami w
Londynie.
Czy Olimpijski Ogień nie poparzył
Koszyka w rączkę?
Powiada się, że święty ogień z Olimpii
nie parzy, ale nie miałem odwagi tego sprawdzać. A znalazłem się tam dzięki
firmie Samsung. Na facebooku zobaczyłem jak jedna z koleżanek wysłała swoje
zgłoszenie na konkurs związany ze sztafetą. Podpytałem ją o co chodzi, a
okazało się, że to firma Samsung(jeden ze sponsorów igrzysk) organizuje akcję w
której do wygrania było uczestnictwo w tym wydarzeniu. Poprzez aplikację na
profilu Samsunga wystarczyło odpowiedzieć na pytania „Udowodnij nam, że to
właśnie ty powinieneś wygrać. Co wyróżnia Cię spośród innych?”.
Postanowiłem spróbować. Jak się później okazało moje odpowiedzi musiały wpaść w
gust organizatorów bo nie licząc na wiele, nagle stałem się wielkim
szczęściarzem. A w zgłoszeniu opisałem swój powrotu do sportu. Będąc dobrze
rozwijającym się sprinterem w 2010 roku zacząłem osiągać gorsze wyniki.
Okazało się, że mam problemy zdrowotne, które zmusiły mnie do podjęcia
operacji. Łącznie przeszedłem ich aż 5. Pierwsza operacja była 1 lipca,
ostatnia 16 września. Ciężko było mi się podnieść po tych wszystkich
wydarzeniach, przyznam, że byłem podłamany, schudłem 16 kg i nawet wejście na
drugie piętro po schodach kosztowało mnie dużo siły. W grudniu spróbowałem
wrócić do trenowania i w sezonie po tych przygodach zrobiliśmy złoto w
sztafecie na Młodzieżowych Mistrzostwach Polski i znacząco poprawiłem życiówkę
na 10.77. Samego pobytu tam zbytnio nie da się opisać słowami. Wszystko
mieliśmy szczegółowo zaplanowane, nie było mowy o jakimkolwiek spontanie. Noc
przed biegiem miałem nieprzespaną. W ogóle to podczas całego 5dniowego wyjazdu
spałem łącznie może z 6 godzin. Brak snu poczułem dopiero po powrocie do
Polski. W dzień biegu już o 4.40 musiałem wyjechać z hotelu (który bardziej
przypominał pałac niż hotel) i udać się na miejsce zbiórki, gdzie jeszcze
przechodziłem etap weryfikacji tożsamości (bezpieczeństwo ognia i
Igrzysk to priorytet). Ze smaczków to mogę powiedzieć, że cała ekipa
ochraniająca wiedziała, że jestem sprinterem i prosili mnie, żebym przez
przypadek „po swojemu” nie przebiegł dystansu z ogniem, bo mogą wyzionąć ducha
:P Dla mnie, jako czynnego sportowca możliwość trzymania w rękach ognia
olimpijskiego była czymś, czego nikt mi nigdy nie odbierze, jestem jednym z
8000 wybranych z całego świata, którzy dostąpili tego zaszczytu. Jedyne co mi
pozostało do zrobienia, to dostać się na Igrzyska Olimpijskie, co jest moim
wielkim marzeniem, ale czy mi się to uda, to życie zweryfikuje.
Jeden tych ciężarów właśnie noszę na
barkach, bo na tegorocznych Mistrzostwach Polski nabawiłem się kontuzji ścięgna
Achillesa i jest to troszkę bardziej poważniejsze od poprzednich, ale się nie
poddaje, zakończyłem wcześniej obecny sezon i leczę się, czekając na przyszły
rok.
Innym jest czasami wytrzymanie z samym sobą, bo nie jestem łatwym człowiekiem
do życia, nawet dla siebie samego. Czasami mam wrażenie, że jestem zbyt surowy,
zbyt wymagający i zbyt ambitny, ale na szczęście mam grono kilku przyjaciół,
którzy jakimś cudem ze mną wytrzymują i pomagają w gorszych chwilach.
Nie mam piwnicy....mam komórkę.. Trzymam tam rowery.
0 komentarze:
Prześlij komentarz